niedziela, 25 grudnia 2011

Audi A3 po raz drugi


Autorem artykułu jest Łukasz  Dygut



Produkowane od 1996 roku Audi A3 doczeka się niebawem następcy. Nazwa pozostanie taka sama, ale nadwozie i technika zostaną poważnie zmienione. Jakie nastąpiły zmiany?
Nadwozie nowej A-trójki zostało zaprojektowane w ten sposób, by łączyło cechy praktycznego kompakta z dynamiką coupe.Samochód ma o 65mm większy rozstaw osi, jest o 30mm szerszy i o 10mm niższy od poprzednika. Sportowy duch ma zagościć również we wnętrzu, między innymi dzięki niższemu zainstalowaniu foteli oraz odpowiedniej stylizacji deski rozdzielczej i wskaźników.

W podwoziu nowego Audi też nastąpią zmiany. Z przodu pozostaną ulepszone kolumny McPhersona, z tyłu pojawi się nowość: zawieszenie wielowahaczowe. Nowe zawieszenie wraz z 16. lub 17. calowymi kołami zapewniać ma doskonałe właściwości jezdne. Układ kierowniczy wyposażony będzie w elektrohydrauliczne wspomaganie. Pod maską raczej bez rewolucji. Podstawowym silnikiem pozostnie jednostka 1.6 na gaz o mocy 102KM, kolejnym motorem będzie dwulitrowy FSI o mocy 150KM, znany z modelu A4. Topowa wersja otrzyma 241. konny silnik 3.2 V6 znany między innymi z Golfa R32. Jedyną nowością w palecie jednostek napędowych będzie silnik 2.0 16v TDI o mocy 140KM. A3 wyposażone w taki silnik przyspieszać będzie od 0 do 100km/h w 9,5 sekundy. Uzupełnieniem oferty będzie znany silnik 1.9TDI o mocy 105KM. W zależności od wersji silnikowej Audi A3 dostępne będzie z pięcio lub sześciostopniową przekładnią, a także w wersji ze skrzynia Tiptronic.

Całkowitą nowością w Audi będzie skrzynia DSG, która łącz) ma zalety skrzyni mechanicznej i małe straty mocy) i automatycznej (wygoda obsługi). Nowe A3 oferowane będzie również w wersji quattro, seryjnie z silnikiem 3.2I, a za dopłatą w modelu 2.0 TDI.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nowe Porsche 911 GT3


Autorem artykułu jest Łukasz  Dygut



Wiosną kultowa niemiecka firma Porsche wprowadzi do sprzedaży nową wersję modelu 911 GT3 bez fabrycznego ogrzewania. Będzie ono dostępne tylko w kolorze białym i żółtym
Po co komu ogrzewanie w Porsche? Główną atrakcją nowego auta będzie zwiększona o 21 KM moc silnika. Poprawiona jednostka napędowa z 3,6 litra będzie osiągać 381 KM. Przyrost mocy uzyskany został głównie przez zwiększenie maksymalnej
prędkości obrotowej silnika, czerwone pole na obrotomierzu nowego GT3 pojawia się dopiero przy 8 200 obr/min. Przy niskich obrotach silnik ma również dużo do zaoferowania: 80% maksymalnego momentu obrotowego (385Nm) osiągane jest już przy 2 000 obr/min.

Dzięki wyższej mocy, zainstalowaniu hamulców z tarczami o większej o 20mm średnicy, które współpracują z zaciskami sześciotłoczkowymi GT3 potrafi wykonać manewr 0-200-0km/h w 19,7s.Jeszcze szybciej można wyhamować zamawiając opcjonalne ceramiczne tarcze hamulcowe. Zmian dokonano również w podwoziu Porsche GT3.

Środek ciężkości został obniżony o 30mm, a samochód wyposażony jest w lżejsze, choć szersze obręcze (przód 8,5", tył 11"). GT3 toczy się na oponach 235/40 ZR18 z przodu oraz 295/30 ZR18 z tyłu. Jak podkreśla firma Porsche doskonałe właściwości jezdne modelu GT3 zostały uzyskane bez instalowania jakichkolwiek elektronicznych systemów kontroli podwozia. To auto ma dawać radość z ja2 dy w najczystszej postaci! Nowy model można rozpozna po nowym tylnym spoilerze, który ma możliwość regulacji. Dla chętnych Porsche GT3 dostępne jest w wersji Clubsport spełniającej wszelkie wymagar stawiane pojazdom poruszającym się po torach wyścigowyc Jedynie cena Porsche GT3 jest mało zachęcająca: w Niemczech 102 112 Euro, na szczęście już z VAT-em!

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 18 grudnia 2011

Sztuka sprzedaży samochodu


Autorem artykułu jest Tomasz Galicki



Przychodzi taki czas, kiedy chcemy rozstać się ze swoim samochodem, na rzecz innego, o ładniejszym kolorze, mniejszym przebiegu, wygodniejszych siedzeniach.
Stary trzeba sprzedać. Czy każdy się do tego nadaje? Czy lepiej oddać auto w ręce specjalisty zamiast samemu takiego udawać?

O tym, co będzie korzystniejsze, zadecydujemy my. Wystarczy odpowiednio przygotować auto i siebie. Zacznijmy od auta. Powinniśmy naprawić wszelkie usterki, usunąć ślady „stukania i pukania”, czy inne, wykryte przez nas, a które mógłby wykryć również potencjalny kupujący. Nie ma co się oszukiwać, jeśli tego nie zrobimy, trudniej nam będzie sprzedać samochód po satysfakcjonującej nas cenie. Drugą sprawą jest wystawienie ogłoszenia. Możemy to zrobić na kilka sposób, z czego najlepszym będzie ogłoszenie w internecie. Jego zaletą jest możliwość umieszczania szczegółowego opisu sprzedawanego pojazdu oraz zdjęć. Jeśli już znajdzie się ktoś, to będzie chciał obejrzeć nasze auto, również się na to przygotujmy. Samochód przed klientem powinien błyszczeć. Wizyta na myjni i woskowanie są więc elementem obowiązkowym. Równie nienagannie powinno wyglądać wnętrze. Zrezygnujmy z nieśmiertelnych, zapachowych choinek i wybierzmy zapach do umieszczenia na kratce nawiewu ciepła.

Kiedy już samochód będzie gotowy, przygotować musimy się my sami. Mimo że ogłoszenie będzie zawierało wyczerpujące informacje na temat samochodu, nie obejdzie się bez pytań o tak podstawowe sprawy, jak przebieg, pojemność silnika, czy ważność ubezpieczenia OC. Jako sprzedający musimy być na nie przygotowani. Nie próbujmy niczego ukrywać. Jeśli nie udało nam się naprawić jakichś usterek, czy auto ma niedociągnięcia, na przykład niewidoczną na pierwszy rzut oka rysę na masce, powiedzmy o niej. Gdy klient zobaczy ją przypadkiem, to będzie na tyle zły, że go oszukaliśmy, że będzie chciał sporo negocjować.

Gdy auto będzie się podobało i klient będzie prawie zdecydowany na jego kupno, pozostaje jazda próbna. Wybierzmy trasę mało uczęszczaną, pozbawioną dziur, na której klient będzie mógł wypróbować możliwości samochodu. Stanie w korkach czy omijanie wyrw w drodze nie będzie mu się kojarzyło dobrze i zmniejszy prawdopodobieństwo podjęcia ostatecznej decyzji.

Sprzedaż samochodu musimy przebiegać zgodnie z prawem i obowiązującymi przepisami. Dlatego też obowiązkowe jest sporządzenie umowy sprzedaży pojazdu. Ten dokument posłuży nabywcy do przerejestrowania go na siebie, jak również wyboru dogodnej dla siebie polisy OC.

---
   
T.G.



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak najlepiej pozbyć się niepotrzebnego samochodu?


Autorem artykułu jest SEO &  SEM



Czy Twoje auto nie nadaje się już do użytku? Wymiana zepsutych części pochłonie zbyt dużo pieniędzy, a Ty nie masz zamiaru więcej inwestować w stary samochód? A może właśnie kupiłeś nowy pojazd, a na zamieszczanie ogłoszeń i szukanie nabywcy dla starego auta nie masz czasu? Przeczytaj poniższy artykuł!
Wielu kierowców ze smutkiem rozstaje się z samochodem, który służył im latami. Nawet jeśli wielokrotnie zawodził, psuł się w najmniej odpowiednich momentach, a jego naprawy pochłonęły sporo pieniędzy, łezka w oku może się zakręcić na myśl o złomowaniu auta. Tym bardziej, że za tę usługę także trzeba zapłacić. Co jednak zrobić, jeśli nasze auto nie zadowoliłoby żadnego nabywcy (nie każdy przecież obdarzyłby uczuciem psującego się grata)? Może znalazłby się ktoś, kto potrafiłby wykorzystać w dobry sposób to, co zostało w samochodzie w miarę sprawne? Kimś takim są właściciele skupów aut.

Skup aut to punkt, do którego trafiają samochody nie tylko stare i niesprawne. Oczywiście każdy rządzi się własnymi zasadami i nie w każdym mieście wygląda to dokładnie tak samo. Jeśli chodzi o skup aut powypadkowych, to w każdym większym mieście znajdzie się przynajmniej jeden taki punkt, a trafiają tam często dobre samochody, które w skutek wypadków drogowych zostały znacząco uszkodzone. Nie ma sensu naprawianie auta, którego maska została zupełnie wgnieciona, jednak tylnie części mogą być zupełnie sprawne i z powodzeniem wykorzystane w innych pojazdach. Dlatego w takim skupie znajdziemy nie tylko rozklekotane maluchy, wartburgi i polonezy, ale także uszkodzone ekskluzywne samochody. Podobnie może być także w innych punktach skupujących pojazdy. Często ich właściciele zainteresowani są nie całkiem starymi i zniszczonymi pojazdami. Zdarza się, że zostawiają ogłoszenia za wycieraczkami samochodów, które wyglądają dla nich interesująco. Choć auto ma szanse być sprzedane, właściciel skupu oferuje szybką transakcję i gotówkę od ręki. Oszczędza się wówczas czas i energię na zamieszczanie ogłoszenia, spotkania z zainteresowanymi i szukanie nabywcy.

Jeśli jednak nie wiesz, gdzie najlepiej opłaci Ci się sprzedanie samochodu, lub nikt nigdy nie włożył za wycieraczkę Twojego pojazdu informacji, że chciałby go nabyć, możesz posłużyć się internetem. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce frazę i nazwę miasta i przejrzeć znalezione strony. Na wielu z nich znajdziesz formularz, który pozwoli na szybką wycenę Twojego samochodu. Pola do uzupełnienia to oczywiście marka i model auta, pojemność silnika, przebieg, rok produkcji, rodzaj paliwa, czasami także kolor, czy inne dodatkowe informacje. W formularzu możemy też napotkać pytanie o naszą propozycję ceny, oraz lokalizację samochodu – większość właścicieli skupów na własną rękę odbiera pojazd. Jest to z całą pewnością o wiele mniej kłopotliwe niż złomowanie. Możemy być także spokojni, że nasze stare, dobre auto nie spotka najgorszy los.

---
   
skup aut powypadkowych kraków



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Płyn Hamulcowy - czy o nim ktoś pamięta?


Autorem artykułu jest kuszaba



Wymagania stawiane płynom hamulcowym.
Zagrożenia wynikające  z nieprzestrzegania terminów wymiany.
Termin wymiany płynu – zalecenia producenta
Sposoby i procedury konieczne przy wymianie płynu hamulcowego.


Jadąc w długą  trasę wielu kierowców decyduje się „zajrzeć” do hamulców i ewentualnie wymienić klocki, ale niewielu pamięta o konieczności okresowej wymiany płynu hamulcowego.

Głównym zadaniem płynu hamulcowego jest przeniesienie siły z pompy hamulcowej na siłowniki(cylinderki i zaciski tarcz) w kołach samochodu. Poza tym płyn hamulcowy powinien zabezpieczać układ przed korozją, posiadać własności smarujące, nie stanowić zagrożenia dla uszczelnień występujących w układzie. Biorąc pod uwagę warunki pracy, płyn powinien posiadać stałą gęstość, bardzo małą ściśliwość,  oraz wysoką temperaturę wrzenia.

Płyny hamulcowe wytwarzane są na bazie glikolu, przez co są higroskopijne. Oznacza to,
że absorbują wilgoć z otoczenia. W miarę upływu czasu zawartość wody w płynie wzrasta, obniża to temperaturę punktu wrzenia, zwiększa ryzyko występowania ognisk korozji.

Szczególnie niebezpieczne jest obniżenie temperatury punktu wrzenia. Wytwarzające się podczas hamowania ciepło powoduje powstawanie pęcherzyków parowych. Pęcherzyki te, odznaczają się durzą sprężystością, a więc w chwili ich wystąpienia znacznie spada ciśnienie w układzie i spada też siła hamowania. Objawia się to bardzo niebezpieczną możliwością dociśnięcia pedału hamulca do podłogi, przy bardzo małej skuteczności hamowania.

Ze względów bezpieczeństwa firma Bosch – będąca jednym z wiodących producentów płynów hamulcowych zaleca wymianę płynów co1-2 lata, lub po przejechaniu 20 –40 tys. kilometrów.

Należy również pamiętać, że wymianę płynu hamulcowego w układach, w których nie ma systemu regulacji siły hamowania dokonuje się przy użyciu specjalnego urządzenia do napełniania i odpowietrzania układu. Należy  dokładnie stosować się do zaleceń producenta, szczególnie jeśli chodzi o kolejność odpowietrzania poszczególnych części układu i objętość płynu. Dane te można znaleźć w katalogach producenta.

W samochodach wyposażonych w układy hamulcowe z aktywnymi systemami bezpieczeństwa, np. ASR, EDS, ESP istnieje specjalna procedura wymiany płynu. Jest to spowodowane tym, ze w agregacie hydraulicznym znajduje się obwód oddzielony w stanie spoczynku od obwodu głównego zaworami elektromagnetycznymi. Aby wymienić stary płyn w tym dodatkowym obwodzie, należy aktywować system regulacji siły hamowania. Pozostawienie starego płynu może w skrajnym przypadku doprowadzić do awarii agregatu. Wykonanie  powyższych czynności jest możliwe wyłącznie przy użyciu specjalistycznego oprzyrządowania np. testera diagnostycznego KTS. Po wymianie płynu należy jeszcze wykonać odczyt pamięci błędów systemu regulacji siły hamowania.




---
    kuszaba


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak dbać o filtr cząstek stałych?


Autorem artykułu jest Leszek  Kowalski



Od stycznia 2011 roku filtr cząstek stałych jest obowiązkowo montowany w każdym nowym samochodzie z silnikiem wysokoprężnym. Na zachodzie auta z filtrem cząstek stałych są w sprzedaży od początku poprzedniej dekady. Niezależnie czy kupimy nowe auto w salonie, czy auto używane z zachodu, będziemy musieli nauczyć się dbać o filtr cząstek stałych.
Producenci samochodów idąc za coraz bardziej rygorystycznymi normami emisji spalin wyposażają samochody w urządzenia, których zadaniem jest obniżenie stężenia substancji szkodliwych, takich jak np. tlenki azotu, cząstki stałe (sadza). Do tego rodzaju osprzętu należą takie urządzenia jak:
- zawór recyrkulacji spalin EGR
- katalizator
- filtr cząstek stałych
- szerokopasmowa sonda lambda.

Jednym z takich podzespołow jest filtr cząstek stałych, nazywany rownież przez producentów jako :

filtr DPF - VAG, Opel, Fiat, Mazda, Volvo i inne

filtr FAP - Peugeot, Citroen i inne z silnikami z grupy PSA

filtr CPF - Kia, Hyundai

reaktor DPNR - Toyota, Lexus.

Zadaniem filtra cząstek stałych jest przechwytywanie cząstek stałych, tj sadzy, gromadzenie jej na powierzchni filtra oraz cykliczne dopalanie. Cykl pracy filtra cząstek stałych polega na napelnieniu filtra, dopaleniu podczas regeneracji, którą auto włącza, gdy wykryje wymagany poziom nasycenia filtra. Do pomiaru nasycenia stosowany jest czujnik różnicowy ciśnienia. Z obudowy filtra wyprowadzone są rurki (czasem jedna rurka) które opodłączone są do czujnika różnicowego ciśnienia.







Wymiana filtra cząstek stąłych jest bardzo kosztowna i często jej koszt stanowi połowę wartości samochodu.

Aby maksymalnie wydlużyć zywotność filtra cząstek stałych należy stosować się do zaleceń producenta dot. eksproatacji samochodu. Zalecenia każdego producenta są podobne tj.

- stosować paliowo o niskiej zawartości siarki,

- stosować olej o niskiej zawartości popiołu i siarki,

- unikać nadmiernej eksploatacji auta w ruchu miejskim,

Auto z filtrem cząstek stałych powinno raz na około 300-400 kilometrow pokonać ciągłą trasę 20-30 kilometów z prędkością przekraczającą 60 km/h, podczas której filtr DPF może się zregenerować. Stosowanie się do zaleceń producenta, gwaratuje długoletnią, bezawaryjnę eksproatację filtra cząstek stałych.









---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 8 listopada 2011


Nowe wymagania dla kierowców.


Autorem artykułu jest Maciej Rogacki



W celu poprawy bezpieczeństwa na drogach wprowadzono nowe wymagania dla kierowców samochodów ciężarowych. Według stanu na dzień dzisiejszy każda firma, która w sposób zawodowy zajmuje się transportem towarów lub ludzi nie może już zatrudniać przypadkowych kierowców.

W celu poprawy bezpieczeństwa na drogach wprowadzono nowe wymagania dla kierowców samochodów ciężarowych. Według stanu na dzień dzisiejszy każda firma, która w sposób zawodowy zajmuje się transportem towarów lub ludzi nie może już zatrudniać przypadkowych kierowców. Kierowca taki ma obowiązek zapisać się na określone w ustawie szkolenie: kwalifikacja wstępna, szkolenia okresowe oraz poddawać się częstszym badaniom.

Dzięki ujednoliceniu wymagań, jakie będą stawiane zawodowym kierowcom nie tylko w Polsce, ale i w pozostałych krajach Unii Europejskiej, umożliwi ten fakt naszym kierowcom większe możliwości w zakresie podjęcia pracy za granicą, zaś polskim firmom, zajmującym się transportem międzynarodowym znacznie ułatwi zatrudniania pracowników z innych krajów członkowskich. W związku ze zmianą przedstawionych powyżej przepisów każdy nowy kierowca zawodowy, który będzie zatrudniany w firmie przewozowej po raz pierwszy, będzie musiał obowiązkowo przejść kwalifikację wstępną. Egzamin państwowy będzie dotyczyć znajomości pojazdu.

W związku z faktem, że pełny kurs kwalifikacyjny nie będzie tani, ze względu na konieczność posiadania odpowiedniej infrastruktury technicznej, jak np autodromu dla pojazdów ciężkich (o wartości około 9 mln zł) nowelizacja przewiduje możliwość zlecania takich kursów odpowiednim jednostkom. W związku z przedstawioną powyżej nowelizacją, obecnie prawo jazdy będzie mogło zawierać wymagania i ograniczenia, które wynikają ze stanu zdrowia kierowcy, z możliwości prowadzenia określonego pojazdu oraz z przepisów ustawy. Wymagania i ograniczenia mogą dotyczyć np.ograniczenia uprawnienia do wskazanych pojazdów oraz terminu ważności prawa jazdy.



---
    Ogłoszenia motoryzacyjne


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 6 listopada 2011


Zachowanie na drodze


Autorem artykułu jest Tadeusz  Kuna



Wyjazd na groby bliskich i podróż znad morza na południe Polski pozwolił mi zaobserwować, jak zachowują się kierowcy na drodze. Oto moje spostrzeżenia.

        Większość kierowców przestrzega przepisów i zachowuje zdrowy rozsądek. Zdarzają się jednak kierowcy, którzy nagminnie łamią przepisy, nie liczą się z innymi użytkownikami i są dużym zagrożeniem na drodze. Przekraczanie prędkości jest niczym w porównaniu z "rozpychaniem się łokciami na drodze", wyprzedzaniem na trzeciego, czy wciskaniem się za wszelką cenę tuż przed maską naszego pojazdu.
        Dziwi też brak kultury za kierownicą. W takie dni, jak Wszystkich Świętych odwiedzamy miejsca, w których dawno nie byliśmy. Polska jest w budowie, powstają nowe ulice, wiadukty, ronda. Często zmieniana jest organizacja ruchu. Wjechanie na właściwy pas samochodu z obcą rejestracją graniczy niemal z cudem. A przecież wystarczy zdjąć nogę z gazu, lekko przyhamować, żeby wpuścić przybysza z innych stron Polski.
        Inną sprawą jest oznakowanie polskich dróg. Jako przykład podam Tarnobrzeg. Nie jest to jakaś nieznana miejscowość, ale jadąc z Jędrzejowa, a potem z Buska Zdroju ani razu nie dowiedziałem się, czy dobrze jadę i ile jeszcze pozostało kilometrów. Oczywiście kierowałem się na Sandomierz, ale w Łoniowie na rondzie, aby dojechać do Tarnobrzegu, a następnie na Stalową Wolę, należało kierować się na Przemyśl!  Czy to tak trudno umieścić pod spodem nazwę drugiego miasta?

          Sprawia to problem polskim kierowcom z innych rejonów Polski, bo jak po naszych drogach poruszają się obcokrajowcy trudno sobie to wyobrazić. Ktoś powie, że dzisiaj używa się nawigacji. Po pierwsze nie we wszystkich samochodach znajduje się nawigacja, a po drugie częste objazdy powodują duże problemy.

          Przykład z Jędrzejowa, gdzie w kierunku Kielc wyjazd jest zamknięty i jest objazd na Kraków, a po ujechaniu kilku kilometrów droga krajowa nr 7 na odcinku Jędrzejów-Kielce była  zablokowana z powodu wypadku. Koszmar!
         500 km z Gdańska do Zawiercia - 6 godzin jazdy, a 300 km z Zawiercia do Zamościa - 7 godzin jazdy! Powrót z Zamościa do Gdańska, ponad 600 km - 8 godzin jazdy. Znacznie lepiej, szybciej i bezpieczniej poruszamy się z północy na południe, niż ze wschodu na zachód.
Kilka praktycznych rad dla podróżujących po Polsce:

1. Jadąc w dłuższą trasę wybierajmy główne drogi, boczne są znacznie gorzej oznakowane.
2. Jedźmy ostrożnie i zgodnie z przepisami, bo pośpiech, szczególnie w takie dni, jak Wszystkich Świętych jest niewskazany.   Po wyprzedzeniu kilku samochodów i tak utkniemy w korku.
3. Obserwujmy lusterka i to, co się dzieje wokół nas, jeśli ktoś "szaleje" zróbmy mu miejsce, niech jedzie. Im dalej jest od nas, tym jesteśmy bardziej bezpieczni.
4. Co jakiś czas robimy przerwy, aby zrelaksować się. Nie wydłuży to zbytnio podróży, a nasza podróż będzie bezpieczniejsza.
5. Nie śpieszmy się, bo pośpiech jest złym doradcą.

---
   
Pasjonat (motoryzacjamojeauto.blogsped.com)



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


Jazda testowa Toyota Avensis III


Autorem artykułu jest Tadeusz  Kuna



Odczucia "zwykłego" kierowcy po odbyciu jazdy testowej Toyotą Avensis III. Jaka jest różnica w opisie samochodu zamieszczonym w prospekcie firmy a sprawdzeniem tego w praktyce? Przeczytajcie...

              Odbyłem jazdę testową Toyotą Avensis III 1,8 benzyna o mocy 147 KM. Pomimo zmian i ulepszeń nowa Avensis nie rzuca na kolana.Oczywiście ładna sylwetka oraz jak zawsze w toyocie cicha praca silnika, intuicyjna obsługa przyrządów, dobre prowadzenie, wyciszenie i hamulce.

              Ale gdy ktoś pisze obszerne wnętrze, to chyba nie siedział w tym samochodzie, albo ma 170 cm wzrostu. Przy moich 190 cm i wadze ponad 100 kg czułem sie jak śledź w puszce. Z przodu jeszcze dopasowałem ustawienie fotela. Jednak gdy usiadłem z tyłu to kolana miałem w fotelu kierowcy, a głowę w dachu. Miejsca z tyłu jest mniej niż w szeroko krytykowanym za to Oplu Insignia!

              Wykończenie deski rozdzielczej sprawia wrażenie tandety (twardy, nieprzyjemny plastik). Po pewnym czasie należy  spodziewać się, że będzie słychać dochodzące stamtąd trzaski.

              Silnik 1,8 (a pewnie i 2,0, bo oba bez turbiny) jest opowiedni do spokojnej, rodzinnej jazdy. Samochód przyspiesza płynnie, ale bez rewolucji. Do dynamicznej jazdy nie nadaje się. Pomimo mocy prawie 150 KM auto sprawia wrażenie jakby męczyło się i nie mogło udźwignąć ciężaru samochodu.  Z kompletem pasażerów i pełnym bagażem prowadzenie samochodu i wyprzedzanie na drodze nie będzie przyjemnością ale udręką.

            Zużycie paliwa przy spokojnej jeździe poza miastem jest o prawie 2 l większe, niż podaje producent. Podczas mojej jazdy komputer pokazał 8,4 l/100, zamiast obiecanych 6,5 l/100.

           Wyposażenie samochodu w jednej z najbogatszych wersji Premium nie jest ewenementem w tej klasie. Dziwi brak nawigacji w standardzie, za którą trzeba dopłacić 6500 zł. Mamy wtedy również kamerę cofania, ale ogólna cena samochody oscyluje w granicach 100 000 zł. Konkurencja oferuje tyle samo, a może nawet więcej.

         Ogólnie byłem rozczarowany Toyotą Avensis i nie zdecydowałbym się na jej kupno.

---
   
Pasjonat (motoryzacjamojeauto.blogsped.com)



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


Nowa limuzyna klasy biznes za ok. 80 000 zł!


Autorem artykułu jest Tadeusz  Kuna



Wrażenia i moja opinia po jeździe próbnej Renault Latetide. Dla wszystkich kierowców, których interesuje wygodny samochód klasy biznes za rozsądne pieniądze.

         Jako zwykły zjadacz chleba miałem możliwość obejrzenia i odbycia jazdy próbnej samochodem Renault Latitude.

          Muszę przyznać, że zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Jest elegancki. Imponuje wyglądem i klasą zarówno od zewnątrz, jak i wewnątrz. Płynna linia nadwozia i doskonale wyważone proporcje podkreślają zdecydowany styl samochodu. Ta limuzyna z przodu podobna jest do Volkswagena Passata, a z tyłu - do BMW. Wydaje się obszerna, a także wygodna i taka jest w rzeczywistości.

         Ten samochód przypomina salon na kółkach dając poczucie niezwykłej przestrzeni zarówno dla kierowcy jaki i dla pasażerów. Nawet osoba siedząca na tylnej kanapie w środku ma dużo miejsca.

          Elegancja idzie w parze z nowoczesnymi technologiami. Latitude już w najsłabszej wersji wyposażony jest niemal we wszystko, co jest potrzebne, aby zapewnić poczucie komfortu. Dodakowo możemy mięć fotel kierowcy z masażem pleców oraz świeże górskie powietrze z jonami ujemnymi. W tak wyposażonym samochodzie czujemy sie jak w SPA.

          Po zajęciu miejsca za kierownicą w oczy rzuca się ciekawa deska rozdzielcza z bardzo dobrych i miękkich materiałów. W czasie jazdy nic tu nie skrzypi i nie trzeszczy. Skórzana kierownica dobrze leży w dłoniach. Wygodne i obszerne fotele łatwo ustawić, przez co komfort jazdy jest wyśmienity. Dzięki dobrze zestrojonemu zawieszeniu samochód bardzo dobrze tłumi nierówności nawierzchni. W środku jest bardzo dobrze wyciszony. Wygoda kierowcy i pasażerów jest na pierwszym miejscu. Kierowca w tej limuzynie czuje się dowartościowany.

        Renault Latitude może być wyposażony w silnik 140 KM bez turbiny, diesel 150 lub 175 KM oraz w silnik V6 o mocy 240 KM. Skrzynia biegów może być manualna lub automatyczna. Samochód prowadzi się bardzo dobrze. Ma wystarczający zapas mocy. Elastyczna automatyczna skrzynia biegów nie powoduje szarpnięć, a dobre hamulce oraz zainstalowane systemy pozwalają wyjść z trudnych sytuacji, są kierowcy bardzo przydatne i odpowiadają klasie auta. Gdyby jeszcze niższe spalanie...

---
   
Pasjonat (motoryzacjamojeauto.blogsped.com)



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 14 sierpnia 2011

Holowanie samochodu w praktyce


Autorem artykułu jest Jan  Serwlet



Czasami w karierze każdego kierowcy nadchodzi przykry moment wypadku lub  awarii samochodu, który zostaje w ten sposób unieruchomiony i niezdolny  do dalszej, samodzielnej jazdy. Jak wtedy prawidłowo odholować pojazd?

HolowanieOprócz wspomnianej sytuacji niejednokrotnie zachodzi również potrzeba pomocy znajomemu, który utknął na ruchliwym skrzyżowaniu i prosi o pomoc. Jednak nawet doświadczeni kierowcy niejednokrotnie nie wiedzą jak prawidłowo i zgodnie z przepisami wykonać tę - wydawałoby się - prostą czynność. Wielu zleca holowanie zewnętrznym specjalistycznym firmom, jednak czy zawsze zachodzi taka potrzeba? Przyjrzyjmy się podstawowym informacjom z zakresu pomocy drogowej, a w szczególności autoholowania.

Pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy uczynić przed holowaniem, jest odpowiednie przygotowanie samochodu oraz pewność, że układ hamulcowy oraz kierowniczy działa bez zarzutu, tzn. nie uległ uszkodzeniu podczas kolizji. Jeśli samochód jest pod tym względem sprawny, warto przyczepić z tyłu trójkąt ostrzegawczy i włączyć światła pozycyjne by samochód był lepiej widoczny. Ważnym elementem jest również wybór odpowiedniej liny holowniczej, najlepiej wykonanej z elastycznego materiału, który zapobiega nadmiernemu szarpaniu np. przy ruszaniu samochodu oraz poruszanie się ze stosunkowo małą prędkością, szczególnie w obrębie zabudowanym. Istotnym czynnikiem jest również to, by holowany samochód prowadzony był przez bardziej doświadczonego kierowcę, dlatego czasem potrzebna będzie zamiana kierowców, co umożliwi sprawniejsze dotarcie na miejsce.

Jeśli jednak uważamy, że umiejętności obu kierowców nie stoją na wysokim poziomie lub samochód nie nadaje się do dalszej jazdy np. z powodu poważnych uszkodzeń, niezbędne może okazać się wykorzystanie lokalnej firmy zajmującej się tego typu usługami, jak np. pomoc drogowa, co zapewni profesjonalną pomoc w tego typu sytuacjach.

---
   
Tania pomoc drogowa Kraków!


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Diagnostyka akumulatora - jak niedużym kosztem sprawdzić akumulator


Autorem artykułu jest Jarosław  Stefaniak



Z sentymentem patrzę na swój pierwszy samochód. Legenda motoryzacji FIAT Uno. Zakupiony kilka dni przed zakończeniem dwuletniej gwarancji - wykorzystywany przed poprzedniego właściciela do niedzielnych wycieczek. Czerwony niczym sportowy wóz, monowtrysk.... Cóż więcej do życia potrzeba....  tylko ten akumulator...
Przy zakupie samochodu na wszystko zwróciłem uwagę, ale nie popatrzyłem na  akumulator, nie sprawdziłem jego stanu - myślę, że postąpiłem jak 99%  kupujących. A to właśnie akumulator sprawił niespodziankę. Wakacje, długie trasy  potem powrót do pracy. Tylko krótkie etapy po mieście. Spadły temperatury i okazało się, że pojawiają się pierwsze oznaki długiego kręcenia. Podładowanie akumulatora było pomocne na tydzień. Potem powtórka z historii. Gdy o godzinie 5.50 nie mogłem odpalić samochodu i byłem skazany na bieg do pracy i wzrok majstra - wtedy powiedziałem stop. Trzeba kupić nowy akumulator!!!

Zdając stary akumulator, poprosiłem o szybką diagnostykę. Okazało się, że dwie cele były zwarte, a pozostałe mocno zasiarczone. Na efekt taki pracowałem długi czas. Ciągły stan rozładowania akumulatora (krótkie odcinki). Naturalne procesy elektrochemiczne - i w efekcie śmierć.

Jak diagnozować...

Istnieje kilka sposobów szybkiej oceny stanu akumulatora. Metody pomiaru, jakie zostaną opisane nie będą skomplikowanie i kosztowne.

Pierwszym szybkim sposobem oceny sprawności akumulatora jest test "test na reflektor"

1. " Test na reflektor"

Gdy mamy włączone światła "krótkie" lub "długie", a silnik nie  pracuje cała energia do zasilania reflektorów   jest czerpana z  akumulatora. Zatem po poziomie świecenia możemy   wnioskować o stanie  naładowania akumulatora (jest to pomiar "na oko").  Jeżeli po włączeniu  silnika  reflektory świecą zdecydowanie lepiej to  akumulator wymaga   podładowania. Ten sposób należy jednak traktować jako  bardzo   przybliżony. Słabsze świecenie może wynikać także np. ze złego    połączenia klem z biegunami akumulatora.              

2. Pomiar napięcia akumulatora przy włączonych światłach - jeśli posiadasz woltomierz i pomocnego kolegę lub koleżankę warto dokonać dokładniejszy pomiar. Pomiar napięcia - multimetr

Metoda pomiaru

Jedna osoba zasiada na miejscu kierowcy, druga podłącza woltomierz w   obwód akumulatora (równolegle). Dokonuje się pomiaru napięcia. Przy   sprawnym akumulatorze będzie to napięcie około 12,6V. Osoba wewnątrz   samochodu włącza światła mijania. Sprawdzasz ponownie napięcie,   następnie włączyć należy światła długie - ponownie należy zmierzyć   napięcie. Jeśli spadek napięcia jest poniżej 11V - akumulator będzie nam   sprawiał problem. regeneracja akumulatorów - Urzadzenie do testowania akumulatora pod obciążeniemTeraz, można przeprowadzić bardzo drastyczny test.   Wyłącz światła i poproś osobę pomagającą o uruchomienie silnika. Jeśli   napięcie odczytywane na woltomierzu pokaże wartość poniżej 10,5V (oby   nie 9V) wtedy miejmy pewność, że trzeba pomyśleć o regeneracji akumulatora lub zakupie nowego.

3. Ocena akumulatora za pomocą próbnika (zdjęcie obok) - akumulator można także sprawdzić próbnikiem do    akumulatorów samochodowych. Jest to duża opornica z woltomierzem, która   może wytrzymać obciążenie od 80A do nawet 200A (w zależności od  modelu).  W celu wyciągnięcia wniosków można posłużyć się taką tabelą:














Wskazanie próbnikaDiagnoza
Uaku > 11 [V]Akumulator naładowany
11 [V] ... 10,2 [V]Akumulator naładowany w połowie
Uaku < 10,2 [V]Akumulator rozładowany

4. Przez pomiar gęstości elektrolitu - gęstość   elektrolitu maleje ze wzrostem temperatury. Gęstość zmienia  się o 0,01   [g/cm3] przy zmianie temperatury o 15 °C. Prawdziwe wyniki  pomiaru  elektrolitu należy łączyć z pomiarem temperatury elektrolitu.  Tabele  gęstości elektrolitu podają wartości przy temperaturze 25°C.  regeneracja akumulatorów - Pomier gęstości elektrolituJeśli  stwierdzimy, że temperatura jest inna niż przyjęte 25°C,  powinniśmy  wartość odczytaną skorelować ze wskaźnikiem gęstości i  temperatury.  Zmiana temperatury o 1°C to zmiana gęstości elektrolitu o  0,00066  [g/cm3] (wydaje się, że jest to bardzo mała liczba, ale w przypadku ujemnych temperatur np. -10°C

Przykład: Pomiar gęstości elektrolitu w temperaturze -5 °C.  Zmierzona gęstość  wyniosła 1,2 [g/cm3].  Aby przeliczyć tę gęstość na gęstość w umownej  temperaturze 25 °C. Obliczamy: 0,00066 [g/cm3] x 30°C (-5+25=30) =  0,02[g/cm3] i dalej 1,2[g/cm3]-0,02[g/cm3] = 1,18[g/cm3].

Na  podstawie tabeli możemy teraz ocenić stan akumulatora. Teraz widzimy, że  pomiędzy 1,2[g/cm3] a 1,18[g/cm3] jest istotna różnica. Do pomiaru  gęstości elektrolitu służy aerometr (zdjęcie obok).























Gęstość elektrolitu [g/cm3]Diagnoza, co do stanu naładowania akumulatora
1,285 ... 1,3Zbyt duża gęstość elektrolitu. Należy ją obniżyć w ten sposób, że usuwamy część elektrolitu zastępując go wodą destylowaną.
1,28Pełny stopień naładowania akumulatora
1,2 ... 1,24Należy doładować akumulator
1,15 ... 1,2Akumulator wymaga natychmiastowego naładowania
poniżej 1,15Akumulator może ulec zasiarczeniu, czyli trwałemu uszkodzeniu
1,1Zupełnie rozładowany (uszkodzony)

Na co jeszcze zwrócić uwagę

Przyczyną problemów z uruchomieniem silnika może być czasem rozrusznik. Jego sprawność ma ogromne znaczenie. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, że zbyt głośna praca rozrusznika może świadczyć o mechanicznej jego usterce. Najczęściej najsłabszym elementem jest zatarte łożysko, które stawia duże opory. Taki rozrusznik będzie wymagał w skrajnych przypadkach dwu lub nawet trzy krotnego skorzystania z procedury rozruchu, która bardzo mocno wyczerpie nasz akumulator. A przed zimną jest to bardzo ważne.

UWAGA!!!! Jeśli mamy problem z uruchomieniem silnika nie powinniśmy uporczywie   ponawiać kolejne rozruchy. Powinniśmy zachować minimalnie   pięciosekundowe przerwy pomiędzy kolejnymi próbami. Nie respektowanie   tej zasady przyczyni się do "niewybaczalnej zbrodni" na akumulatorze -   on tego nie przebaczy.

Inne czynności przy obsłudze akumulatora

Jeśli  mamy akumulator z korkami możliwymi do odkręcenia należy raz na jakiś  czas (szczególnie w lecie) sprawdzić poziom elektrolitu. Po naładowaniu  elektrolit powinien przykrywać górne powierzchnie płyt 5-10mm. Poziom  elektrolitu wyrównuje się wodą destylowaną zawsze po naładowaniu  (podczas ładowania akumulatora poziom elektrolitu rośnie - grozi to  wylaniem elektrolitu!!!) Jeśli stwierdzimy, że akumulator jest  rozładowany i jest mały poziom elektrolitu wyjątkowo należy podwyższyć  poziom elektrolitu jednak tylko do górnej krawędzi elektrod - nie  ponad!!!)

Akumulator  można również doładować nie wyjmując go z samochodu. W takim przypadku,  gdy nie będzie możliwe kontrolowanie stanu akumulatora podczas ładowania  należy ograniczyć prąd ładowania o połowę nominalnej wielkości.

Stan  naładowania akumulatora określa ładowarka (jeśli posiadamy automatyczną)  lub stwierdzimy to przez pomiar gęstości elektrolitu: całkowicie  naładowany jest wtedy, gdy gęstość elektrolitu wynosi 1,270 – 1,280 kg/l  przy 3 odczytach dokonanych w odstępach 1 godziny.

UWAGA!!! W przypadku nowych samochodów, posiadających zaawansowany sprzęt  elektroniczny należy stosować ładowarkę z elektronicznym sterowaniem  przebiegu ładowania. W innym przypadku urządzenia elektroniczne w  pojeździe mogą ulec uszkodzeniu.

Słowo o nowych akumulatorach

Każdy  akumulator ma określony współczynnik samorozładowania akumulatora. Nie  wdając się teraz w szczegóły można stwierdzić, że powinniśmy podładować  akumulator raz na pół roku, jeśli jest on używany sporadycznie lub  przetrzymujemy go poza samochodem. Podążając logicznie za tym  stwierdzeniem, można zadać pytanie: "w jakiej kondycji jest akumulator na półce u sprzedawcy??? ".

Jeśli  jest on zakurzony i nie ma śladów odkurzania, należy wymagać u  sprzedawcy testu na akumulatorze. Kompetentny test przeprowadzony  stwierdził, że część akumulatorów na półkach sklepowych (szczególnie  przed akumulatorowym sezonem - przed wrześniem, październikiem) ma  sprawność na poziomie 80%!!!! Taki test obnażył, że akumulator jest już  częściowo zasiarczony. Jak się uchronić przed taką sytuacją? Poprosić o  test na akumulatorze, sprawdzić ewentualnie datę produkcji, aby nie  okazało się, że już ponad rok od produkcji akumulator nie znalazł  nabywcy. A w przypadku wady akumulatora i chęci reklamacji jak  udowodnimy, że kupiliśmy nie sprawny akumulator? Czy w czasie procesu  reklamacyjnego nie dostaniemy odpowiedzi, że "reklamacja nie może  zostać uwzględniona, gdyż stwierdzono nie właściwy sposób użytkowania,  lub wadę instalacji elektrycznej w samochodzie". Zachęcam do dokładnego przeczytania warunków gwarancji.

---
   
Jarosław Stefaniak
http://jja-akumulatory.pl



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wymagania dotyczące tabliczki znamionowej pojazdu


Autorem artykułu jest Tomasz Galicki



Tabliczka znamionowa jest wykonana najczęściej na cienkiej płytce z określonego rodzaju metalu, to unikalna informacja na temat produktu danego produktu.
Najczęściej jest to nazwa produktu, jej producent, data produkcji, numer seryjny, podstawowe parametry, warunki pracy sprzętu (na przykład rodzaj i moc zasilania, jakie jest konieczne), wskazówka na temat sposobu podłączenia, klasa zasilania oraz certyfikaty bezpieczeństwa.

Na tabliczce znamionowej zawsze znajduje się wartość znamionowa mocy (PN ). Czyli podane wartości przy których urządzenie prawidłowo pracuje. Wartość ta musi być zgodna z zaleceniami producenta i ogólnie przyjętymi normami. Zależnie od rodzaju przedmiotu wartość ta podawana jest albo w watach (W), albo w koniach mechanicznych (KM).

Wymagania dotyczące tabliczki znamionowej pojazdu mają prawnie narzucone wymagania. Ich zapis odnaleźć możemy w Rozporządzeniu Ministra Infrastruktury z dnia 31 grudnia 2002 roku w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia (Dz. U. Nr 32 poz.0262).

Pierwszy paragraf informuje o tym, że tabliczka znamionowa jest absolutnie konieczna, a jej umieszczenie należy do obowiązków każdego producenta lub upoważnionego przedstawiciela. Jeżeli z jakiś powodów tabliczka musiała być zdjęta musimy pamiętać o tabliczce zastępczej, która również posiada określone wymagania.

W paragrafie drugim znajdują się informacje na temat tego, że tabliczka znamionowa powinna znajdować się w widocznym miejscu, które jest łatwo dostępne. Powinna być również przymocowana na stałe i jej usunięcie powinno być utrudnione.

Napis na tabliczce powinien być czytelny i nieścieralny. W dalszej części znajduje się podpunktowe wyszczególnienie informacji, które tabliczka musi zawierać. Ich kolejność również jest istotna.

Trzymając się więc wymaganego następstwa, informacje obowiązkowo znajdujące się na tabliczkach znamionowych to: 1) nazwa producenta, 2) typ pojazdu wraz z numerem świadectwa homologacji, 3) numer VIN, identyfikacyjny pojazdu, ewentualnie numer podwozia lub nadwozia pojazdu 4) masa całkowita pojazdu, w przypadku motorów konieczna jest również informacja na temat poziomu hałasu zewnętrznego na postoju, wyrażona w decybelach (dB), zmierzona przy prędkości obrotowej (obr./min.)., 5) to dopuszczalna masa całkowita samochodu z ewentualną naczepą, 6) dopuszczalna wartość obciążenia osi, 7) informacje dotyczące dopuszczalnego obciążenia naczepy, 8) wartości podawane muszą być w dwóch tabelach tworzących podział na wartości dopuszczalne i maksymalne, 9) dodatkowe dane.

---
   
T.G.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Samochód nie pali po deszczu...


Autorem artykułu jest Bartek  Płaza



Żadnemu kierowcy nie jest chyba obcy temat niechcącego zapalić po deszczu samochodu. Problem ten jest tak częsty, że prędzej czy później może dotknąć rónież i nas. Jak sobie z tym radzić i dlaczego tak się dzieje postaram się odpowiedzieć w moim artykule. ;)
   Problem nieodpalającego samochodu po deszcze lub w czasie deszczu...oj wiele osób to przerabia, a moja dzisiejsza przygoda, skłoniła mnie, żeby napisać dzisiaj o tym...

Ot i cała historia:

    Wybrałem się dzisiaj z samego rana  super szybkim bolidem, (mówię oczywiście o zielonym cinquecento) ;) do Rzeszowa. Pogoda dzisiaj nie dopisuje, padało całą noc, samochód na szczęście stał w garażu. Droga w pierwszą stronę, (jakieś 60km) przebiegła bezproblemowo. Zostawiłem samochód na godzinę na parkingu, przez cały czas dosyć mocno padało. Załatwiłem sprawy i ruszam w drogę powrotną do domu. Samochód odpalił, chociaż delikatnie się przydusił, ale po dodaniu gazu zassał paliwo i wszystko grało, do czasu...po przejechaniu około kilometra zatrzymałem się na światłach...zielone...puszczam sprzęgło, a maszyna zdechła...myślę ok każdemu się zdarza, uruchamiam rozrusznik, ale auto nie odpala...nerwowa sytuacja bo stoję na skrzyżowaniu, (myślę że każdy chociaż raz to przeżył), ...rozrusznik się kręci ale samochód się dusi i nie chce odpalić...ja już powoli się rozgrzewam do pchania jak tylko zapali się zielone. Ostatnia próba...rozrusznik...pedał gazu do spodu...kilka sekund...jest, mam go, zagadał...trzymam go na wysokich obrotach, jakoś udało się ruszyć i dotrzeć do domu.

Przyczyny:

   Jeżeli pada deszcz, wiadomo jest wilgotno, nawet pod maską naszego samochodu. Wilgoć ma niekorzystny wpływ szczególnie na podzespoły układu zapłonowego. I to właśnie w nim najczęściej tkwi problem.

Które elementy są szczególnie narażone?

   Warto zwrócić szczególną uwagę na takie elementy jak: cewka zapłonowa, przewody wysokiego napięcia, aparat zapłonowy, świece.






   Zacznijmy od początku, czyli od cewki. Trwałe uszkodzenie cewki spowodowałoby kompletny brak iskry, w naszym wypadku usterka jest chwilowa, bo przy dobrej pogodzie wszystko gra, należy jednak przyglądnąć się głowicy cewki, ponieważ ewentualne zabrudzenia lub zawilgocenia ułatwiają odpływ prądu do masy oraz sprzyjają tworzeniu się wyładowań powierzchniowych, warto także obejrzeć zaciski przewodów elektrycznych, czy przy okazji nie są skorodowane i je również przetrzeć.

    Następnie sprawdzamy przewody wysokiego napięcia, czyli przewód od cewki do kopułki aparatu zapłonowego, a także przewody świec zapłonowych. Gdy do ich izolacji dostanie się wilgoć, dojdzie do przebicia.

  Kolejnym elementem jest aparat zapłonowy, przede wszystkim narażone na wilgoć są kopułka i palec rozdzielacza, które charakteryzują się bardzo dobrymi właściwościami izolacyjnymi, dlatego nawet mikrouszkodzenia, mogą doprowadzić do niesprawnego działania układu zapłonowego.



Jak naprawić?

   Gdy samochód nie odpali, a jesteśmy w trasie jedyne co możemy zrobić to porządnie powycierać do sucha wszystkie wymienione powyżej elementy. Należy odłączyć przewody z kopułki, odkręcić dwie śruby i kopułka powinna łatwo zejść. Palec jest po prostu wciśnięty na tulejce z krzywkami, tulejka ma specjalne wycięcie na palec, więc bez obaw na pewno dobrze go założymy.

    Jeżeli to nie pomaga, pozostaje wymiana któregoś z tych elementów. Jakiekolwiek próby izolowania uszkodzonego przewodu wysokiego napięcia, z góry skazane są na porażkę. Więc szkoda zabawy bo nic to nie da.



Jak zdiagnozować?

    Domowy sposób jest prosty, czekamy aż będzie ciemno, albo nie czekamy jeżeli mamy ciemny garaż. ;) Odpalamy silnik i obserwujemy, czy pod maską coś nam nie iskrzy. Najlepiej zaopatrzyć się w coś do psikania z wodą i zamoczyć kable. Można jeszcze użyć kawałka innego przewodu połączonego jednym końcem z masą, a drugim końcem jeździć po kablach. Jeżeli iskrzy w jakimś miejscu wiemy, że tam tkwi problem.

---
   
Bartek Płaza                                                                                                            po więcej zapraszam na:                                                                                             http://moto-technik.blogspot.com/






Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Peugeot 406 Coupe


Autorem artykułu jest Michał  Malczyński



Spotkany na ulicy czy parkingu Peugeot 406 Coupe mimo kilkunastu lat jakie minęły od jego premiery wciąż zwraca uwagę przechodniów. Jego stylistyka jest ponadczasowa, zapewne jest samochodem który będzie się podobał jeszcze przez długie lata.
Co ciekawe samochód wzbudza także zainteresowanie wśród zwolenników innych marek, np. Audi, Mercedesa czy BMW, właściciele tych samochodów zazwyczaj są źle nastawieni do produktów motoryzacji włoskiej i francuskiej a jednak w 406 coupe odnajdują piękno stylistyczne. Wielu właścicieli komisów, które miały w ofercie ten model coupe podkreśla że nie spotkały się z osobą która uważa ten samochód za brzydki. Skoro więc wygląd jest ewidentnym walorem czy posiada on może jakieś inne ukryte wady?

Jeśli ktoś szuka wad Peugeot-a w dużej awaryjności samochodu niestety tutaj nie znajdzie. Użytkownicy 406 coupe nie narzekają na awaryjność swoich aut. Bardzo dobra jest też gama silników, podstawowy silnik 2.0 z manualną skrzynią biegów posiada dość dobre przyśpieszenie (10,5 sekundy do 100 km/h) i umiarkowanie pali. Zużycie paliwa tego 4-ro cylindrowego, szesnasto-zaworowego motoru w mieście nie przekracza 12 litrów. Nie jest to więc wiele więcej niż w kompaktowym aucie czyli w typie samochodu który wybierany jest w Polsce najczęściej. Na trasie dzięki aerodynamicznej sylwetce samochód ten potrafi mile zaskoczyć spalaniem, spalając nawet poniżej 7 litrów benzyny na 100 km.

Mocnych silników w 406 coupe nie brakuje. Dla amatorów mocnych wrażeń są dwa silniki V6 o pojemności 3.0 – jeden nowszy drugi starszy, obydwa zapewniają przyśpieszenie do 100 km/h poniżej 8 sekund. Spalanie silników V6 nie jest znacznie większe niż silnika 2.0 wyższe natomiast będą koszty eksploatacji i ceny ewentualnych napraw. Silniki V6 słyną także z gorszego dostępu do wszystkich elementów pod maską  - droższa będzie więc także robocizna podczas napraw „pod maską”, nawet w przypadku awarii niezwiązanych z silnikiem – np. naprawa klimatyzacji czy wspomagania kierownicy.

Największą wadą tego samochodu jest jego cena, wydawać by się mogło że używany 10 letni Peugeot nie może kosztować więcej niż 10 000 zł. Niestety – choć są egzemplarze w tej cenie – zazwyczaj są one dość wyeksploatowane, po wypadkach i prawie zawsze z dość dużym przebiegiem. Za samochód z bardzo niskim przebiegiem, z ładnym lakierem i bezwypadkową przeszłością wielu sprzedających oczekuje zapłaty nawet 20 000 zł. Cena zapewne będzie do negocjacji gdyż takie auto mimo wszystko trudno sprzedać – nie jest to samochód tzw. prestiżowej marki.

Czy warto go kupić? Moim zdaniem jeśli potrzebujemy oryginalnego, dużego, luksusowego coupe to warto. Utrata wartości w przyszłości nie powinna być wysoka , pojazd ma ponadczasową stylistykę, trwałą mechanikę i nawet w mocnych wersjach silnikowych jest w dość ekonomiczny. Jednocześnie za cenę kilkunastu tysięcy złotych za którą możemy kupić ładne 406 coupe nie kupimy żadnego ładnego BMW E46 coupe czy Mercedes-a CLK do którego nie trzeba by włożyć na początek praktycznie drugie tyle.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Badania techniczne pojazdów „niestandardowych”


Autorem artykułu jest Ewa  Ożóg



Jeśli jesteś posiadaczem samochodu zabytkowego lub pojazdu typu SAM ten artykuł adresowany jest właśnie do ciebie. Jeżeli nie, również poświęć kilka chwil na lekturę. Nigdy nie wiadomo, czy w przyszłości ta wiedza ci się nie przyda. Jak więc badać pojazdy „niestandardowe”?
Badania pojazdów typu SAM­

Co to znaczy, że dany samochód zaliczany jest do typu SAM? Najprościej rzecz ujmując, taki pojazd zbudowany jest przy wykorzystaniu nadwozia, podwozia lub ramy konstrukcji własnej, do której zaadaptowano z innych pojazdów układ napędowy, kierowniczy, hamulcowy, itp. Badanie techniczne samochodu musi być przeprowadzone na stacjach okręgowych (od września 2009 roku). Poza tym, do 31 grudnia 2015 roku niektóre stacje podstawowe dysponujące odpowiednim poświadczeniem, mogą dokonać takiego badania. Kontrola stanu technicznego pojazdu SAM polega na sprawdzeniu: prawidłowości całej konstrukcji i poprawności montażu, czy samochód spełnia wszystkie warunki techniczne oraz czy części i przedmioty wyposażenia oznaczone są znakami homologacji lub znakiem bezpieczeństwa. Następnie zostaje wykonany numer i tabliczka znamionowa pojazdu na podstawie decyzji starosty o nadaniu numeru nadwozia lub podwozia. Kontrola kończy się wydaniem zaświadczenia o przeprowadzeniu badania i dokumentu identyfikacyjnego.

Badania pojazdów zabytkowych
Badanie stanu technicznego samochodu zabytkowego ma charakter bezterminowy. Takie badanie, do końca grudnia 2015, dokonuje stacja kontroli pojazdów, która posiada do tego odpowiednie poświadczenie. Po kontroli właściciel otrzymuje zaświadczenie o przeprowadzonym badaniu oraz protokół oceny stanu technicznego z zawartymi ograniczeniami w sposobie użytkowania. Uwaga! Samochody zabytkowe wykorzystywane do zarobkowego transportu drogowego muszą być badane co roku.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 26 czerwca 2011

BMW E39


Autorem artykułu jest Michał  Malczyński



Jeśli szukasz dużego, solidnego samochodu a nie masz zbyt wiele pieniędzy do wydania natomiast nie straszne Ci są wyższe ceny niektórych części zamiennych i lubisz prestiż i komfort kup BMW E39.
Jeszcze pamiętne są dla wielu czasy - przed wejściem do UE gdy sprowadzanie aut było bardzo utrudnione – w których BMW serii 5 model E39 kojarzyło się z bardzo nowoczesnym, drogim samochodem – w tych czasach model ten był jeszcze bardziej niedostępny niż dzisiaj E60 (następca E39). Dziś ceny E39 znacznie spadły, najtańsze egzemplarze możemy kupić już w cenie poniżej 10 000 zł, jeśli trochę dołożymy to nie brak będzie wśród oglądanych samochodów aut w miarę zadbanych i bezwypadkowych.

15 letnie = stare?

Łatwo policzyć ze BMW E39 z 1996 (początku produkcji) roku ma już 15 lat. Czy powinniśmy bać się wieku takiego samochodu? Myślę że jeśli nie było ono po wypadku to nie. Zabezpieczenia antykorozyjne modelu E39 są bardzo dobre, znacznie lepsze niż w serii 3 (modele E36, E46). Rdza „sama z siebie” wychodzi jedynie na klapie bagażnika w kombi i na słynnych dołach drzwi w BMW, pod którymi są listwy w których stoi woda – wielu użytkowników demontuje te listwy i nie ma problemów z rdzą.

Mechanicznie te auta nie starzeją się również zbyt szybko. Silniki są trwałe, uważać jednak trzeba na diesla w modelu 525 TDS (tego który był montowany w E34) – często spotykają się bardzo zużyte egzemplarze eksploatowane na kiepskiej jakości paliwie (gdyż model ten tolerował „odpowiedniki” ON nie mające nic wspólnego z legalnością). Wystrzegać należy się również w E39 automatycznych skrzyń biegów których producentem jest firma General Motors – niestety te skrzynie słynną z zawodności. Co innego skrzynie ZF które są bardzo trwałe.

Bardzo szeroka gama silników

E39 oferuje bardzo szeroką gamę silników, wśród silników benzynowych najsłabszy 6-cio cylindrowy rzędowy silnik ma 150 KM – najmocniejszy V8 – w wersji M5 – 400 KM. Jeśli szukasz oszczędnego diesla idealnym motorem będzie 4-cylindrowy bardzo oszczędny diesel o mocy 136 KM – samochód osiąga 100 km/h po 10,6 sekundy co dla wielu jest wystarczające a spala przy tym w średnio 5,8 litra paliwa na 100 km. Jeśli natomiast jesteś miłośnikiem mocnych silników wysokoprężnych BMW E39 również ma coś dla Ciebie: 3 litrowy diesel o mocy 193 KM.

Bardzo Mądry Wybór

Reasumując E39 to bardzo ciekawy samochód na rynku aut używanych. Ceny są bardzo niskie na co wpływa również złe postrzeganie marki, koszty eksploatacji jak na tę klasę samochodu nieduże. Bogaty wybór silników sprawia że każdy znajdzie coś dla siebie.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak wybrać szkołę jazdy?


Autorem artykułu jest Michał  Kaszta



Posiadanie prawa jazdy jest bardzo ważnym aspektem życia w współczesnych czasach – wyzwala nas od nieustannego spieszenia za autobusami i tramwajami.
Posiadanie prawa jazdy jest bardzo ważnym aspektem życia w współczesnych czasach – wyzwala nas od nieustannego spieszenia za autobusami i tramwajami. Zapisujemy się na kurs, kończymy go, zapisujemy się na egzamin – nie zdajemy za pierwszym razem, drugim, trzecim – zaczynamy zastanawiać się czy wybraliśmy odpowiednią szkołę nauki jazdy. Wtedy jest już za późno, dlatego warto przeznaczyć kilka chwil na zaznajomienie się z ofertą wszystkich pobliskich szkół jazdy. Wybór szkoły jest bardzo znaczący, nie podejmujmy jej więc patrząc tylko i wyłącznie na cenę.

Egzamin na prawo jazdy zawsze składa się z dwóch głównych części – egzamin teoretyczny i egzamin praktyczny – na oba egzaminy musimy się stosownie przygotować, wybierzmy zatem szkołę, która nam to umożliwi. Wybierzmy szkołę, która posiada sale wykładowe, najlepiej z komputerami – odrzućmy natomiast te szkoły, które „szkolenie” przeprowadzają w aucie. Instruktorzy takich szkół każą nam uczyć się teorii w domu ponieważ sami nie posiadają do tego stosownego wyposażenia. Poza tym, firma bez siedziby i bez zaplecza to firma niegodna naszej uwagi.

Najważniejsza jest jednak praktyka, dlatego szkoła, która wybieramy musi posiadać dokładnie takie auta jak te, na których zdajemy egzamin w lokalnym ośrodku WORD. Warto zwrócić uwagę nie tylko na sam model auta, ale także na jego wersję. Dla przykładu, w rybnickim WORD egzamin zdaje się na 6-biegowej Toyocie Yaris – miejscowe szkoły jazdy mają Toyoty Yaris, jednak często z 5-biegową skrzynią – można się wtedy mocno zaskoczyć na egzaminie. Nie dajmy zatem zwieźć się słowom, że musimy umieć jeździć każdym autem, na to przyjdzie czas po zdaniu egzaminu.

Wybierając szkołę zwróćmy także uwagę na to ile godzin wyznaczanych jest na jeździe po mieście a ile po placu manewrowym – dobrze, żeby szkoleniowcy kierowali nas po ulicach, na jakich najczęściej zdaje się egzaminy praktyczne.
Kiedy wybierzemy szkołę, cała reszta zależy już od nas. Warto zatem przyłożyć się do nauki i nie popełniać głupich, standardowych błędów.

---
   
Zapraszam:

Nauka jazdy Rybnik
Prawo jazdy Rybnik



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jakie auto do 15 tyś. zł?


Autorem artykułu jest Michał  Malczyński



Wybór samochodu zwłaszcza tego pierwszego samochodu w życiu to wybór nie łatwy, zawsze trudno jest sprecyzować wymagania a gdy je sprecyzujemy to trudno także określić co jest najważniejsze co mało ważne a co bez znaczenia...
Najlepsze auto to oczywiście takie które jest tanie, dobrze wyposażone, komfortowe, nowe, ma bardzo dobre osiągi i pali bardzo mało... takich aut niestety nie ma. Zazwyczaj wśród aut za 15 000 zł musimy wybierać: albo auto proste, w miarę nowe do którego nie dopłacimy zbyt wiele, mające jednak nie wielkie wyposażenie i słabe osiągi lub samochód który ma dobre osiągi, dobre wyposażenie ale niestety duży przebieg, większy wiek i bardzo możliwe że będą potrzebne przy nim wieksze wydatki.

Po głębszym zastanowieniu wychodzi na to że kryterium wyboru auta po cenie zakupu nie jest dobrym kryterium. Wyobraźmy sobię dwie sytuacje, dwie osoby które jeżdża tyle samo w te same miejsca. Jedna osoba kupuje samochód za 15 000 zł i koszt eksploatacji tego auta przez pierwszy rok (razem z paliwem i ubezpieczeniem) wynosi 15 000 zł (czyli drugie tyle) a w drugim przypadku 5 000 zł. To są przykłady z życia wzięte. Wystarczy że w pierwszym przypadku ktoś kupi używanego Mercedesa z dużym silnikiem którego średnie spalanie będzie wynosić 13 litrów benzyny czyli po przejechaniu 15 000 km wyda na paliwo około 10 000 zł. A że używane mercedesy za 15 tyś zł nie są zazwyczaj nowe to trzeba będzie w nim zmienić opony za 3000 zł a 2000 zł będą stanowiły drobne naprawy i ubezpieczenie. Druga osoba zaś za te same pieniądze kupi mały samochód z silnikiem diesla który średnio spali 4,5 litra - na paliwo wyda więc około 3500 zł a resztę - 1500 zł na filtry i ubezpieczenie.
W obydwu przypadkach kupiono auto za tę samą kwotę. Czy jednak poniesiony wydatek w ciągu roku był taki sam? Nie. Dlatego moim zdaniem należałoby szukać aut których długoterminowe utrzymanie wraz z wymianą na nowszy podobny samochód będzie pochłaniało X pieniędzy miesięcznie. To tłumaczy dlaczego pytanie "jakie auto do 15 tyś złotych?" często padające na forach interntowych zawsze powoduje bardzo długie rozmowy i kłutnie użytkowników. Chyba że mamy konkretne wymagania dotyczące miesięcznych kosztów eksploatacji i klasy samochodu. Wtedy pytanie ma sens.

---
   
Zobacz także:

Jakie auto do 15 tys




Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 18 maja 2011

Różne techniki jazdy


Autorem artykułu jest Waldemar  Krzykwa



Dziś chcę się podzielić swoimi spostrzeżeniami na temat różnych technik jazdy w różnych krajach europejskich. Ale na początek: nasza polska technika "na skoczka".
Na pewno każdy się spotkał z kimś takim na drodze; gwałtowne przyśpieszanie, hamowanie, niespodziewane zmiany pasa ruchu. O braku sygnalizacji zamiaru zmiany pasa za pomocą kierunkowskazu, nie muszę chyba wspominać. Nie dość, że technika ta wzbudza co najmniej złość u innych kierowców, to, co najśmieszniejsze, prawie wcale nie przynosi pożądanego efektu.

Wiele razy zdarzyło mi się być wyprzedzonym przez takiego „skoczka” w miejscu, gdzie nikomu by nawet nie przyszło na myśl rozpocząć manewr, a po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów, na pierwszych światłach w mieście staliśmy obok siebie. Jeśli wziąć pod uwagę ryzyko jakie niesie ze sobą taka jazda oraz zwiększone koszty eksploatacji, to naprawdę to się nie opłaca.

Pod tym względem jazda po drogach niemieckich, to prawdziwa „nuda”. Kierowcy są przewidywalni, a znaki drogowe tak ustawione i w takiej ilość, że jedzie się po prostu intuicyjnie. Za to Francuzi, o, to dopiero jest temat na dłuższe rozważania. Jazda przez kilka kilometrów po autostradzie za samochodem z włączonym kierunkowskazem pobudza do ciekawych przemyśleń. Oczywiście, jeśli jedzie prawym pasem, to na wszelki chyba wypadek, ma włączony lewy kierunkowskaz. I odwrotnie rzecz się ma jeśli taki ktoś jedzie lewym pasem i wcale nie zamierza zjechać na prawy mimo włączonego prawego kierunkowskazu. Po prostu, trzeba momentalnie zapomnieć o niemieckim ordnungu i wpuścić do mózgu ożywczy powiew swobody, inaczej trudno będzie poruszać się w tym kraju.

Np. czerwone światła. Piesi we Francji praktycznie nie zwracają na nie uwagi. Ktoś ze znajomych wyraził pogląd, że światła na przejściu są nie po to żeby ludzie się zatrzymywali, tylko żeby mieli świadomość, że przechodzą przez jezdnię. Wyobraźcie sobie Państwo taką sytuację: skrzyżowanie ze światłami; dwa pasy ruchu; lewy do jazdy w lewo, prawy do jazdy na wprost i w prawo. Ja stoję w drugim rzędzie na prawym pasie. Przede mną dwa samochody, 1 na pasie lewym do jazdy w lewo, 2 na prawym do jazdy prosto lub w prawo. Po zmianie świateł na zielone, samochód 1 pojechał prosto natomiast samochód 2 skręcił w lewo. Nikt nawet nie zatrąbił, tylko ja zbaraniałem.

Ale nie próbuję przenosić takich praktyk na nasze krajowe poletko. Podsumowując mój wniosek jest taki: nie krytykuj w czambuł innych, tylko najpierw spróbuj zrozumieć ich mentalność, a poradzisz sobie na każdej drodze.

Waldemar Krzykwa

---
   
www.aspektymotoryzacji.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 15 maja 2011

Zielona strzałka


Autorem artykułu jest Waldemar  Krzykwa



     Gdzie leży wina - czy to system szkolenia kierowcówjest wadliwy, czy nieporadność lub nieskuteczność policji, a może my wszyscy, kierowcy, bo przymykamy oczy na codzienne łamanie prawa?
Każdy z nas na pewno był tego świadkiem, pytanie, jak wielki jest odsetek postępujących w ten sposób?  Tak, tak, chodzi mi o wjazd na skrzyżowanie na zielonej „warunkowej” strzałce. A przecież nad nią zawsze pali się czerwone światło!

Z reguły wygląda to tak, że kierujący nieznacznie zwalnia przed skrzyżowaniem, a następnie nie widząc pieszych lub innych pojazdów, bez „zbędnego” zatrzymywania przejeżdża przez skrzyżowanie. Wszyscy wiemy, że jest to zachowanie niewłaściwe, prawda? Tylko co z tego wynika? Niewiele. Tak się po prostu dzieje i już. A jeśli ktoś się oburza na taki stan rzeczy, to jego sprawa. No właśnie, chyba jednak nie do końca tak jest.

„Nadawany przez sygnalizator S-2 sygnał czerwony wraz z sygnałem w kształcie zielonej strzałki oznacza, że dozwolone jest skręcanie w kierunku wskazanym strzałką w najbliższą jezdnię na skrzyżowaniu. Skręcanie jest dozwolone pod warunkiem, że kierujący zatrzyma się przed sygnalizatorem i nie spowoduje utrudnienia ruchu innym jego uczestnikom” – tak mówią Przepisy Ruchu Drogowego.

Nie dalej jak dzisiaj brałem udział w zdarzeniu, które mogło zakończyć się co najmniej kolizją. Ja wjeżdżałem na skrzyżowanie na zielonym świetle i skręcałem w lewo. Mój przeciwnik z drugiej strony skrzyżowania wjechał sobie skręcając w prawo. Tylko, że on miał czerwone światło i jedynie warunkową strzałkę. Jakież było jego oburzenie, gdy został przeze mnie obtrąbiony. Zajechał z boku mojego auta i wraz z pasażerami obrzucili mnie stekiem wyzwisk, a oprócz tego zarzucił mi nieustąpienie pierwszeństwa pojazdowi z prawej strony.

Mógłby mieć rację, gdyby nie fakt, że tego pojazdu w tym miejscu być nie powinno. Bo skoro ja wjechałem mając zielone światło, to on ze strzałką warunkową powinien co najmniej zaczekać aż ja opuszczę skrzyżowanie. Art. 25 ust. 4 pkt. 1) Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym: „Kierującemu pojazdem zabrania się wjeżdżania na skrzyżowanie, jeżeli na skrzyżowaniu lub za nim nie ma miejsca do kontynuowania jazdy”

Odnoszę wrażenie, że wielu kierowców w bardzo niedługim czasie po uzyskaniu prawa jazdy, zapomina czego się na kursie nauczyli. Ja po prostu nie czuję się bezpiecznie na drodze mając tego świadomość.



Waldemar Krzykwa



---
   
www.aspektymotoryzacji.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Trochę o motoryzacji, a trochę o kryzysie.


Autorem artykułu jest Radosław  Małecki



Wiadomo, że firmy motoryzacyjne, jako przedsiębiorstwa obracające ogromnymi sumami są bardzo mocno związane z tym, co dzieje się w światowej gospodarce, w związku z tym bardzo silnie reagują na kryzysy.
Jakoś nie mogę pozbyć się myśli, że niemal wszyscy zarządzający wielkimi bankami inwestycyjnymi, a także największymi korporacjami produkcyjnymi to debile.

Dorzuciłbym do tego grona również członków rządów i współpracujących z nimi ekonomistów. Generalnie większą część światowej „wierchuszki” posądzam o to, że zamienili się mózgami ze sztuczną kością dla psa.

Bo zwróćmy uwagę na to, jak z zewnątrz wyglądały początki obecnego kryzysu. Była hossa, a potem – BUM! I wzięło się wszystko zawaliło! Tak po prostu! Banki ze stuletnią tradycją nie dostrzegły symptomów zbliżającej się katastrofy. Najwięksi producenci samochodów, też jakoś nie. A także FED, rząd USA i wielu innych.

No przepraszam bardzo! Problemy, które doprowadziły do tego wszystkiego były przez niektórych wskazywane już w latach 2002-2003.

Niektórzy biznesmeni sprzedawali wówczas nieruchomości, przenosili biznes do Chin, lub po prostu „keszowali” się i właśnie leżą na Kajmanach zastanawiając się, czy może by właśnie nie wrócić do gry.

O zagrożeniu wyzierającym z rynku nieruchomości w USA pisali na portalach internetowych specjaliści. Głównie młodzi.

Nawet (to mi się szczególnie podoba) astrologowie współpracujący z biznesmenami z londyńskiego City ostrzegali przed obecnym kryzysem już od dobrych kilku lat. Nie wierzysz w astrologię drogi Inwestorze? Ja też nie. To nie jest ważne. Ważne jest to, że ci panowie, którzy w nią wierzą, nie mieli już dawno „toksycznych” papierów i dzięki temu sączą drinki (razem ze wspomnianymi wyżej biznesmenami) na Kajmanach.

Ale oczywiście prezesi Lechman Brothers i innych tego typu instytucji nic nie wiedzieli... Bzdura! Doskonale się we wszystkim orientowali. Tylko jeszcze, „rzutem na taśmę”, upłynniali te swoje „egzotyczne instrumenty pochodne”, by zaraz po krachu móc sączyć kolorowe drinki (No zgadnijcie gdzie? Tak! Brawo! Macie rację!) na Kajmanach.

            FED na początku kryzysu podnosił ciągle stopy procentowe. O kurcze! Skoro to robili, to może rzeczywiście jeszcze nic nie kumali? To ich nie usprawiedliwia, a jedynie świadczy o tym, że mógłby tam równie dobrze pracować mój Labrador (bez obrazy piesku).

            Ford, który chyba najlepiej stoi z amerykańskich samochodziarzy, miał więcej szczęścia, niż rozumu. U nich sprawy potoczyły się tak, że musieli już wcześniej rozpocząć „program kryzysowy”. Tak więc, gdy ten nadszedł, mieli już wprawę. Ale gdyby nie to, to też by cieniutko śpiewali. Przez ostatnich kilkadziesiąt lat przyzwyczaili się, że całą korporację można utrzymywać ze sprzedaży jednego modelu. Ogromnego, jak średniej wielkości europejski dom z ogródkiem, pickupka Ford F150. Aż tu nagle przychodzi do salonu John i pyta: sorry, to nie wy robicie Priusa? Nie? To do widzenia!

I podobnie było w General Motors i Chryslerze. Tak swoją drogą, to gdyby nie John, to chyba do dziś by nie wiedzieli o kryzysie.

Co do GM, to patrząc na wnętrze ich Captiwy i zestawiając je z jej ceną, to cóż... Liczę, chłopcy, że będzie po Was. Naprawdę ciężko na to zapracowaliście.

            I żeby pozostać w tematach samochodowych, przedstawię jeszcze jednego speca od nadchodzących kryzysów. Jeremy Clarkson. Znacie? Tak, to ten z Top Gear. Napisał kiedyś, że gdy firmy wypuszczają obłędnie drogie limitowane wersje i tak już obłędnie drogich supersamochodów, to znak, że nadchodzi kryzys. Jakiś czas temu czytałem, że można kupić wersję Bugatti, bez kolorowego lakieru, przez co jest o „stoileśtam” kilo lżejsza.... Wobec tego kryzys był nieunikniony.

---
   
zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz  na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Walka z kierowcami – Red Flag Act.


Autorem artykułu jest Wiktor Bednarek



Początki ustaw niewygodnych dla kierowców to nie domena obecnych czasów. Motoryzacja jest blokowana praktycznie od samych jej początków.
Dokładniej działo się to w Anglii, gdy pierwsze samochody były napędzane silnikami parowymi, a nie był to zwykłe osobówki a busy. Na przykład w 1832 roku niejaki pan Hancock ustanowił rekord prędkości na trasie Londyn-Brighton. Przewiózł on 11 osób ze średnią prędkością 18km/h.

Niestety, pionierzy motoryzacji i przewozu osób byli blokowani przez właścicieli konnych dyliżansów i w końcu przez zarządzających koleją żelazną. Oczernianie pojazdów parowych było wtedy normą. Od utrudniania przejazdu po przekupowanie lekarzy, którzy mówili, że jazda pojazdem napędzanym parą wodną jest szkodliwa dla zdrowia. Doszło nawet do namawiania duchownych, którzy mieli mówić o niemożliwości zbawienia osoby, która korzysta z nowego sposobu komunikacji.

Komunikacja busami parowymi była jednak tańsza niż ta konna czy kolejowa. Była też bezpieczniejsza i pod względem mniejszej ilości wypadków jak i dlatego, że szybko jadącego pojazdu nie dało się napaść tak łatwo jak dyliżansu konnego. W końcu w roku 1865 „grupy lobbingowe” przeciwników pojazdów parowych doprowadziły do powstania Red Flag Act czy Locomotives on Highways Act.

Ustawa mówiła o tym, że lokomotywa drogowa musi być obsługiwana przez co najmniej 3 osoby. 60 jardów (około 55 metrów) przed pojazdem ma iść człowiek z czerwoną chorągwią, by ostrzegać innych. Każdy bus mógł być zatrzymany przez przechodnia, woźnicę i jeźdźca przez podniesienie ręki. Prędkość maksymalna została ograniczona do 4 mil na godzinę – czyli lekko ponad 6 kilometrów na godzinę, niektóre z parowych omnibusów potrafiły osiągnąć około 30 km/h.

Ustawa ta prawie całkowicie zablokowała rozwój motoryzacji w Anglii. Mało kto był na tyle wytrwały, żeby jeździć zgodnie z tymi przepisami. Poza tym przy tak niskiej prędkości maksymalnej lepiej było iść pieszo czy jechać konno. Kilku konstruktorów pracowało nad pojazdami z napędem elektrycznym – ustawa dotyczyła tylko aut parowych. Prace niektórych zakończyły się mniejszym lub większym sukcesem. Nie uzyskały one jednak tak dużej popularności co pojazdy parowe. Te drugie zaczęły się rozwijać we Francji. To wszystko wydarzyło się przed uzyskaniem Karla Benza patentu na pierwszy samochód benzynowy. Więc utrudnianie życia kierowcom nie jest tylko naszym problemem.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 8 maja 2011

Trochę o motoryzacji, a trochę o kryzysie.


Autorem artykułu jest Radosław  Małecki



Przemysł samochodowy to jeden z kolosów współczesnej gospodarki. W zwi`azku z tym wydaje się być szczególnie podatny na jej wzloty i upadki. Pokazał to ostatni kryzys. Poniżej o tym właśnie, choć raczej ironicznie.
Jakoś nie mogę pozbyć się myśli, że niemal wszyscy zarządzający wielkimi bankami inwestycyjnymi, a także największymi korporacjami produkcyjnymi to debile.

Dorzuciłbym do tego grona również członków rządów i współpracujących z nimi ekonomistów. Generalnie większą część światowej „wierchuszki” posądzam o to, że zamienili się mózgami ze sztuczną kością dla psa.

Bo zwróćmy uwagę na to, jak z zewnątrz wyglądały początki obecnego kryzysu. Była hossa, a potem – BUM! I wzięło się wszystko zawaliło! Tak po prostu! Banki ze stuletnią tradycją nie dostrzegły symptomów zbliżającej się katastrofy. Najwięksi producenci samochodów, też jakoś nie. A także FED, rząd USA i wielu innych.

No przepraszam bardzo! Problemy, które doprowadziły do tego wszystkiego były przez niektórych wskazywane już w latach 2002-2003.

Niektórzy biznesmeni sprzedawali wówczas nieruchomości, przenosili biznes do Chin, lub po prostu „keszowali” się i właśnie leżą na Kajmanach zastanawiając się, czy może by właśnie nie wrócić do gry.

O zagrożeniu wyzierającym z rynku nieruchomości w USA pisali na portalach internetowych specjaliści. Głównie młodzi.

Nawet (to mi się szczególnie podoba) astrologowie współpracujący z biznesmenami z londyńskiego City ostrzegali przed obecnym kryzysem już od dobrych kilku lat. Nie wierzysz w astrologię drogi Inwestorze? Ja też nie. To nie jest ważne. Ważne jest to, że ci panowie, którzy w nią wierzą, nie mieli już dawno „toksycznych” papierów i dzięki temu sączą drinki (razem ze wspomnianymi wyżej biznesmenami) na Kajmanach.

Ale oczywiście prezesi Lechman Brothers i innych tego typu instytucji nic nie wiedzieli... Bzdura! Doskonale się we wszystkim orientowali. Tylko jeszcze, „rzutem na taśmę”, upłynniali te swoje „egzotyczne instrumenty pochodne”, by zaraz po krachu móc sączyć kolorowe drinki (No zgadnijcie gdzie? Tak! Brawo! Macie rację!) na Kajmanach.

            FED na początku kryzysu podnosił ciągle stopy procentowe. O kurcze! Skoro to robili, to może rzeczywiście jeszcze nic nie kumali? To ich nie usprawiedliwia, a jedynie świadczy o tym, że mógłby tam równie dobrze pracować mój Labrador (bez obrazy piesku).

            Ford, który chyba najlepiej stoi z amerykańskich samochodziarzy, miał więcej szczęścia, niż rozumu. U nich sprawy potoczyły się tak, że musieli już wcześniej rozpocząć „program kryzysowy”. Tak więc, gdy ten nadszedł, mieli już wprawę. Ale gdyby nie to, to też by cieniutko śpiewali. Przez ostatnich kilkadziesiąt lat przyzwyczaili się, że całą korporację można utrzymywać ze sprzedaży jednego modelu. Ogromnego, jak średniej wielkości europejski dom z ogródkiem, pickupka Ford F150. Aż tu nagle przychodzi do salonu John i pyta: sorry, to nie wy robicie Priusa? Nie? To do widzenia!

I podobnie było w General Motors i Chryslerze. Tak swoją drogą, to gdyby nie John, to chyba do dziś by nie wiedzieli o kryzysie.

Co do GM, to patrząc na wnętrze ich Captiwy i zestawiając je z jej ceną, to cóż... Liczę, chłopcy, że będzie po Was. Naprawdę ciężko na to zapracowaliście.

            I żeby pozostać w tematach samochodowych, przedstawię jeszcze jednego speca od nadchodzących kryzysów. Jeremy Clarkson. Znacie? Tak, to ten z Top Gear. Napisał kiedyś, że gdy firmy wypuszczają obłędnie drogie limitowane wersje i tak już obłędnie drogich supersamochodów, to znak, że nadchodzi kryzys. Jakiś czas temu czytałem, że można kupić wersję Bugatti, bez kolorowego lakieru, przez co jest o „stoileśtam” kilo lżejsza.... Wobec tego kryzys był nieunikniony.

---
   
zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz  na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy Robert Kubica wróci na tor ?


Autorem artykułu jest Tomasz R.



Wypadkiem Roberta Kubicy interesowali i interesują się nie tylko pasjonaci zawodów Formuły 1, ale także wielu Polaków, którzy najzwyczajniej kibicowali polskiemu rodzynkowi w tych najbardziej elitarnych zawodach motoryzacyjnych.


Przypomnijmy, ze 6 lutego bieżącego roku Robert Kubica zasiadł w fotelu kierowcy samochodu rajdowego marki Skoda Fabia, aby uczestniczyć w amatorskim rajdzie Ronde di Andora, który odbywa się we Włoszech. Prowadzący samochód oraz jego pilot, Jakub Gerber ulegli wypadkowi, w skutek którego Robert Kubica doznał wielokrotnego złamania prawej ręki oraz nogi, a także zmiażdżenia nogi. W skutek tego wypadku zagrożona była nie tylko kariera polskiego kierowcy, ale także jego życie. PO wypadku polski kierowca przebywał w szpitalu Santa Corona w Pietro Ligure, gdzie też odbyły się wszystkie dotychczasowe operacje mające na celu ratowanie kończyn Roberta.
Kierowca opuścił szpital dopiero po ponad 2,5 miesiąca, dokładnie 24 kwietnia.
Coś się teraz z nim dzieje?
Dokładnie nie wiemy, ponieważ Robert jak zawsze woli mieć wokół siebie spokój. Na pewno możemy powiedzieć, że przechodzi coraz intensywniejszą rehabilitację, która ma mu pomóc w powrocie do fotela kierowcy formuły 1.
Jednak jakie szanse ma polski kierowca na to, że jeszcze poprowadzi sportowy bolid z najtrudniejszych i najbardziej elitarnych wyścigach na świecie ?
Żaden z lekarzy zajmujących się Robertem nie chciał lub nie potrafił do tej pory jednoznacznie wypowiedzieć się na temat szans powrotu Kubicy na tor. Sam polski kierowca znany jest ze swojej ambicji i konsekwencji i w pierwszym swoim wywiadzie po wyjściu ze szpitala zapowiedział, ze chciałby powrócić na tor jeszcze w tym roku. Również Renault zapewniało, ze fotel kierowcy zawsze będzie na niego czekać.
W tym momencie ciężko nam ocenić kiedy i czy w ogóle Robert wróci na tory formuły 1. Pewne jest na pewno to, że gdy się to uda, to jego pierwszy wyścig po wypadku będzie jednym z największych wydarzeń w świecie motoryzacji, a także w naszym kraju, gdzie o zainteresowaniu Robertem niech świadczy sama ilość i ranga wiadomości poświęconych jego wypadkowi.
Mi jako kibicowi Roberta wypada powiedzieć tylko „Dawaj Robert !”

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Od automobila do samochodu. Krótkiej historii motoryzacji część druga.


Autorem artykułu jest Radosław  Małecki



"Historia kołem się toczy" mówi znane powiedzenie. W przypadku historii motoryzacji powiedzenie to ma "drugie dno". Za praszam zatem do przeczytania jak toczyła się dalej na swoich czterech (czasem trzech) kołach.
Oczywistym jest, że samochód nie narodził się jako dzieło skończone. Nie od początku był pokryty lśniąca metalową karoserią. Pierwsze wytwory myśli technicznej pionierów automobilizmu były w zasadzie powozami bez koni. Pojazd Daimlera był czterokołowy, Benza miał tylko trzy koła, ale w zasadzie oba były bryczkami.

Można chyba przyjąć, że to dopiero Mercedes Simplex wylansował konstrukcję z silnikiem z przodu i  siedzeniami ustawionymi w kierunku jazdy.

Trzeba tu zwrócić uwagę, że produkcja samochodów wyglądała w owych czasach zupełnie inaczej niż dzisiaj. Firmy rzadko wypuszczały kompletny pojazd. Częściej produkowano ramę z silnikiem i całym wyposażeniem, a zewnętrzne warsztaty budowały nadwozia i wyposażały je we wszelkie dostępne wówczas wygody. Skutkowało to ogromną różnorodnością pojazdów.

W miarę wzrastania mocy silników okazało się, że o kształcie zabudowy nie mogą decydować jedynie czynniki estetyczne, a trzeba brać pod uwagę kwestie aerodynamiki. Wywarło to wpływ na wygląd samochodów, których twórcy poprzez kształt nadwozi chcieli podkreślić ich prędkość. Pojawiły się opływowe linie z bardzo długimi maskami, kryjącymi ogromne rzędowe silniki. Przykładem takiego samochodu jest chociażby przepiękne Bugatti 50T.

Kolejnym etapem postępu miało stać się przejście od ciężkiej konstrukcji ramowej, do nadwozi samonośnych.

            Nadwozia to jedno, ale istniało jeszcze wiele innych problemów do rozwiązania. Chociażby koła i ogumienie. Dr John Boyd Dunlop połączył ze sobą dwa końce gumowego węża i napełnił to powietrzem. Tak powstałą oponę założył do roweru synka. Był tak zadowolony ze swojego wynalazku, że nawet go opatentował. Ideę tą rozwinął zawodnik Michelin, którego do szału doprowadzała konieczność częstej zmiany takich opon. I choć wcześniej patent na tego typu ogumienie uzyskał Robert Wiliam Thomson, to został on zapomniany. Tak czy owak koła wzorowane na powozach, twarde i nie zapewniające komfortu odeszły natychmiast do historii. Pojawiły się oczywiście nowe wzory felg, co dodatkowo pozwalało wyróżnić swój automobil.

            Ewolucję przechodziła również kierownica. Na początku była to zwykła korba umieszczona w środku podłogi. Kierowanie takim pojazdem wymagało sporo siły. Problem ten rozwiązali niezależnie Benz i Daimler. Pojawił się więc w latach 1889 i 1893 układ różnicowy. Później kierownica zaczęła przypominać coś, co znamy teraz. Zmieniała się liczba ramion kierownicy, aż w 1955 roku Citroen zaproponował nawet kierownicę jednoramienną.

            Zmieniało się również coś, co decydowało w znacznym stopniu o wyglądzie samochodu, czyli chłodnice, a ściślej rzecz biorąc ich atrapy. Sama konstrukcja układów chłodzenia również ewoluowała. Pierwsze samochody były chłodzone powietrzem, jednak szybko zaczęto wypróbowywać różne pomysły na chłodzenie cieczą. I tak na przykład próbowano chłodzić silnik poprzez odparowywanie wody doprowadzanej do silnika wężownicą. Jednak był tu jeden problem. Otóż 50 litrów wody zapewniało chłodzenie na 20 minut, a to było zdecydowanie za mało. Dopracowano się w końcu wydajnej metody polegającej na zamontowaniu z przodu wąskich żeber z wodą, które następnie były chłodzone przez przepływające powietrze. To rozwiązanie jest (z modyfikacjami) stosowane do dnia dzisiejszego.

            Warto teraz spojrzeć na dzieje motoryzacji przez pryzmat historii firm tworzących ją na samym początku, ale o tym w następnym odcinku.

---
   
zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz  na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 4 maja 2011

Od automobila do samochodu. Krótkiej historii motoryzacji część pierwsza.


Autorem artykułu jest Radosław  Małecki



Pierwszy artykuł z cyklu o historii motoryzacji. Mam nadzieję, że udało mi się osiągnąć pewną "kompaktowość", dzięki czemu opowieść te nie zanudzi nawet kogoś, kto wielkim pasjonatem motoryzacji nie jest.
Gdy w latach 1769-1770 niejaki Pan Cugnot przemierzał francuskie drogi w swoim pojeździe parowym świat był przekonany, że siła napędowa dla pojazdów mechanicznych została odkryta. Prowadził do tego wydarzenia pewien ciąg ludzkich idei o poruszaniu się pojazdami bez koni. Średniowieczni wynalazcy tworzyli pojazdy napędzane siłą mięśni ludzi ukrytych wewnątrz, a sam Leonardo da Vinci skonstruował w 1490 roku pojazd o napędzie ręcznym.

              Jednak to nie para miała się okazać paliwem, które miało popchnąć motoryzację na nowe drogi (użycie słowa „tory” byłoby tu chyba niewłaściwe...).

             W 1806 roku pojazd napędzany silnikiem spalinowym przejechał kilka metrów. Stało się to za sprawą geniuszu właściciela warsztatu położonego w szwajcarskim kantonie Wllis – niejakiego Izaaca de Rivaza. Kilka lat później Francuz Lenoir przejechał swoim pojazdem z Paryża do Joinville-le-Point. Człowiek ten użył do zasilenia swojego silnika mieszanki paliwowo-powietrznej. Następny krok wykonał Niemiec Nicolaus August Otto, właściciel niewielkiego warsztatu w kolonii. Dokonał on pewnych udoskonaleń, które okazały się decydujące dla rozwoju silników spalinowych. Zastosował on mianowicie czterosuwowy cykl roboczy oraz sprężanie mieszanki paliwowo-powietrznej wewnątrz komory spalania. Szczęście jednak mu nie sprzyjało. Opatentował wprawdzie swój wynalazek w 1876 roku, jednak już w roku 1886 na wniosek spadkobierców Francuza Rochasa, który jak się okazało opisał teoretycznie już w 1862 roku zasadę działania takiego silnika, Sąd Rzeszy unieważnił patent Otty. Choć dla niego nie był to niewątpliwie powód do radości, to wyrok ten niewątpliwie przysłużył się motoryzacji, bo odtąd każdy mógł produkować spalinowe silniki czterosuwowe.

            I tu dochodzimy do nazwisk znanych niewątpliwie wszystkim pasjonatom motoryzacji. Poznajmy Gottlieba Daimlera i Carla Benza. Daimlera pochłonął pomysł wyprodukowania lekkiego silnika spalinowego. Rezultatem jego zapału był jednocylindrowy silnik szybkobieżny. Miał on pojemność 460 cm3 i 700 obrotów na minutę. Rozwijał zawrotną na owe czasy moc 1,5 KM (1,1 KW). Następnie pan Daimler skonstruował pierwszy w historii motocykl. Miał on okute koła, drewnianą ramę i ważył 90 kg. Rozwijał prędkość 12 km/h. W 1886 roku Daimler przedstawił czterokołowy pojazd rozwijający prędkość 18 km/h.

W tym samym mniej więcej czasie (1885) Carl Benz zbudował pojazd trzykołowy.

W następnych latach moc silników zrosła nawet do 60 KM, a pojazdy obu panów cieszyły się coraz większym powodzeniem.

                    Pojawiły się też wówczas pewne standardy, które sprawdzają się do dnia dzisiejszego: silnik z przodu, sprzęgło, wał napędowy, skrzynia biegów, mechanizm różnicowy itp.

Największą bolączką ówczesnych aut były słabe hamulce. Od roku 1900 obowiązywał przepis mówiący, że każdy samochód musi mieć 2 niezależnie działające hamulce. Hamulec ręczny już wówczas pełnił rolę jedynie pomocniczą.

Co ciekawe, nie myślano wówczas o wykorzystaniu prądu elektrycznego do zasilania reflektorów samochodowych. Stało tak się dlatego, że zachwycono się w tamtych latach bardzo jasnym światłem karbidowym.

            Jak to zwykle bywa, do rozwoju różnych dziedzin techniki niezbędny jest wyścig zbrojeń. Impulsem do niego stała się nowa pasja zamożnych właścicieli aut – wyścigi samochodowe. To w tamtych czasach wprowadzono pierwsze regulacje. Tak więc samochody startujące w wyścigach nie mogły być lżejsze niż 400 i cięższe niż 1000 kg. Zaczęto też dzielić samochody na klasy – według mocy silnika.

Wszystko to spowodowało, że zaczęto stosować lepsze materiały konstrukcyjne. Pojawiły się łożyska kulowe, zawory sterowane mechanicznie. Sama moc silników stała się zależna od zastosowania sprężarek, które umożliwiły osiąganie kosmicznych jak na owe czasy prędkości.

            Ewolucja dotyczyć miała każdej niemal części samochodu, ale o tym w następnym odcinku.

---
   
zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz  na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Auto szkoła dla kobiet - doskonały pomysł na biznes


Autorem artykułu jest Krzysztof Fratczak



Zastanawiasz się nad otworzeniem auto szkoły, ale nie chcesz by była to zwyczajna szkoła przygotowująca do egzaminu na prawo jazdy jakich mnóstwo jest w Twoim mieście. Może warto rozważyć inwestycję w szkołę prawa jazdy dla kobiet?
Czasy się zmieniają, a kobiety wraz z nimi. Coraz częściej nie wystarcza im to, że są wożone przez swoich mężczyzn, ojców czy braci. Kobiety w Polsce coraz częściej pragną niezależności na drogach i własnego prawa jazdy. Powoli obalany jest mit, że kobiety nie są dobrymi kierowcami i nie radzą sobie na drogach. Badania dowodzą, że popełniają po prostu inne błędy niż mężczyźni, a w rzeczywistości znacznie rzadziej poważnie zagrażają bezpieczeństwu na drogach. Poważne wypadki częściej powodowane są przez mężczyzn. Tak więc inwestycja w szkołę nauki jazdy dla kobiet może się opłacać choćby z tego względu, że mniejsze jest ryzyko uszkodzenia auta przez kursantkę.

Szkoła nauki jazdy, w której będziesz przygotowywać kobiety do zdania egzaminu na prawo jazdy, powinna być prowadzona przez kobietę. Po pierwsze dla pań poszukujących babskiej auto szkoły, kurs prowadzony przez kobietę jest bardziej wiarygodny. Po drugie będziesz dla nich doskonałym modelem udowadniającym, że kobieta może być świetnym kierowcą. A to już dla nich połowa sukcesu w drodze do zdania egzaminu na prawo jazdy. Wiele osób przystępujących do egzaminu nie zdaje go właśnie ze względu na brak wiary we własne siły. Tak więc zaszczepienie w nich przekonania, że mogą to robić dobrze, jest bardzo istotne. A jak wiadomo, im więcej kursantek zda egzamin, tym więcej ich koleżanek i znajomych pojawi się w twojej auto szkole i poprosi, byś przygotowała je do zdania egzaminu na prawo jazdy.

Rynek prawa jazdy jest bardzo konkurencyjny w każdym mieście i nie jest łatwo się przebić. Dlatego za wszelką cenę należy znaleźć przewagę nad innymi auto szkołami, która umożliwi zdobycie jak największej rzeszy kursantów.



---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl